poniedziałek, 10 marca 2014

Kobieta mnie bije!!!

 Tak czułam. Kolerzanka intuicja mi podpowiadała, że to małe szalejące już na etapie życia płodowego dziewcze pokaże kto tu rzadzi. Marzyłam o córeczce, choć oczywiście do chwili narodzin było mi oficjalnie wszystko jedno co będzie. Byle było zdrowe. Oficjalnie i właściwie sama przed sobą długo trzymałam w tajemnicy fakt, że mam potrzebę strojenia, czesania i tulenia się (mając już syna wiedziałam, że jeśli pojawi się kolejny facet w domu nie będzie odbiegał od pozostałych i już w pierwszym dniach swoje uczucia będzie okazywał w typowo męski sposób, czytaj -zero słodkich oczek, buziaczków itp...buziak raz na tydzień wystarczy a w zamian ma być posprzątane, ugotowane, wyprasowane...). Gdzieś tam po cichu liczyłam, że urodzę sobie koleżankę. Fajnie się marzy ale z drugiej strony jeszcze pamiętam moje kłótnie z mamą i jakoś nie mam ochoty przechodzić przez to samo tylko z drugiej strony (ale o tym innym razem). W efekcie lekko nastawiłam się, że będzie drugi syn (tak zapowiadało jedno z USG) ale kiedy pojawiła się moja malutka, słodziutka, zapuchnięta, pomarszczona, lekko bordowa (poród dla dziecka to musi być też niezły wysiłek, była bordowa chyba tydzień) z krzywym nosem córeczka, wiedziałam, że brakowało mi jej bardzo. Osobiście należę do matek, które najgorzej znoszą pierwsze miesiące po porodzie. Jakoś moje dzieci nie pozwalają mi korzystać z uroków macierzyństwa bo albo wiszą na cycku a jeśli już nawet nadejdzie na cudowna chwila najedzenia się do syta to sekundę później na kochanej buźce pojawia się znajomy grymas, który może znaczyć tylko jedno. W takich chwilach zdarzało mi się na początku myśleć: "dobra, szybko przebierzemy pieluszkę i będziesz sobie spokojnie leżeć a może nawet zaśniesz na chwilę..." Cóż. Szybko się okazało, że kupa w pieluszce oznacza wolne miejsce w żołądku a to oznacza kolejne 20 min karmienia. Kiedyś nawet liczyłam sobie ile w sumie schodzi mi czasu na karmienie. To ciekawe, bo okazało się (i nie ściemniam), że to pełen etat. Rozumiecie? Pełne 8 godzin (czasami robiłam nadgodziny) siedzenia z dzieckiem przyklejonym do cycka. Po każdym karmieniu (prawie) zmiana pieluchy (czasami za jednym posiedzeniem 3-5 pieluch) i do roboty...no ale na szczęście to tylko 3-4 miesiące. Potem zaczynamy przechodzić powoli na inny lewel i nasza pociecha powoli zaczyna widzieć, że świat to nie tylko prawy, lewy, prawy, lewy...tu przygoda zaczyna robić się coraz ciekawsza i (jak dla mnie) coraz mniej frustrująca. Etap siadania, odkrywania różnych części ciała (nie tylko swojego), gaworzenia. Sama słodycz. I tak mijają miesiące aż nasza królewna zaczyna stawać na własnych nogach i dociera do niej, że ona też ma władzę. Co działa najlepiej na poddanych?
Pisk, płacz sprawiają, że stawiam na nogi całe królestwo. No to spróbuję teraz innych metod. Zobaczmy jak zareagują jak zacznę stosować kary cielesne. Moja dłoń wydaje się być do tego stworzona i jak ulał pasuje do twarzy mojej mamy. No to raz...na razie prosi, żebym nie biła. A masz z drugie strony (wyrównam). W tym miejscu matka zaczyna się lekko denerwować. Trzeci, czwarty raz wywołują ostrzejszy ton, który co prawda wpływa na małoletnią porządkująco ale tylko na chwile.
No właśnie. Jak tu sobie radzić z małą, słodką terrorystką, której się wydaje, że tak można okazywać swoje uczucia.
"Zabroniłaś mi rzucać pilotem? a masz" bach w lewy policzek..."Właśnie, że będę wkładać papier toaletowy do buzi" bach w lewy policzek..."Ale mi się nudzi" bach w lewy policzek (swoją drogą chyba będzie praworęczna, zawsze dostaję z jednej strony). Najpierw tłumaczyłam, że tak niewolno, że nie ładnie, że kto widział żeby dziewczynka mamę biła. Efekt był znikomy a przecież nie mogę pozwolić, żeby mnie lała (zwłaszcza, że to zaczyna sprawiać ból). Wiecie co ją zniechęciło? Super niania pewnie załamie ręce i wyśle mnie na karnego jeżyka ale w końcu jej oddałam...po łapach i bardzo lekko ale chyba zrozumiała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz