czwartek, 26 września 2013

Jak wychować dzieci i nie zwariować

Małe dziecko mały kłopot duże duży?
Wydawałoby się, że to tylko martwe powiedzenie, prawda?
Jeśli macie chociaż jedno dziecko w wieku szkolnym za pewne rozumiecie, że powyższe sformułowanie zostało wypowiedziane przez praktyka.
Mam zdecydowanie więcej cierpliwości do mojego 9-cio miesięcznego dziecka. Gorzej się trzymam w przypadku drugoklasisty.
         Dziś mój ukochany syn zgubił kaptur od kurtki...akurat padało, wiec okazał się przydatny...no ale "dwa dni temu się odpiął i nie wiadomo gdzie jest..może w szatni, ale szukałem i nie ma...może w domu...no gdzieś na pewno jest mamo, przecież nie mógł się zutylizować".
A kurtkę szlag trafił.
Rano pytam się go czy jest spakowany. "Tak, mamo wieczorem się pakowałem..." po powrocie ze szkoły byłam ciekawa jak stopnie z zadania więc się pytam co dostał z zadania i... ręce opadają.
"Aaaa...zostawiłem teczkę w domu no i Pani nie mogła mi ocenić pracy...no zapomniałem"
Wiem, że to cały czas dziecko i pytanie czy coś zrobił, jest bez sensu jeśli się tego nie sprawdzi...wiem ale dziś zostawiłam swoją głowę w kuchni, no... zapomniałam.
Czuję się jakbym wróciła do szkoły tyle, że wtedy to ja ryczałam dostając minus pięć z zadania, bo.."co mama powie?" teraz staram się z całych sił złapać balans pomiędzy motywowaniem a stresowaniem mojego rozkojarzonego syna. Po kim on tak ma? Przechodząc obok lustra odbicie wydaje się pokazywać palcem w moją stronę...do tej pory pamiętam jak mam pytała inne mamy co było zadane, bo jej córka "liczyła chmury za oknem". Teraz się z tego śmieję (co innego mogę) i taka świadomość może powinna wyleczyć mnie z irytacji dotyczącej dzieci lekko nieprzytomnych lub po prostu bardziej skupionych na tym, która drużyna Ligi Mistrzów zagra we wtorek (szczerze mówiąc nadal nie pamiętam kiedy te mecze się odbywają i czym różnią się od pucharu). Taaakk...powinno...ALE NIE LECZY!!! Jakiś sposób? Może jest tu ktoś mądry?

Znam mamy, które po prostu same pakują dzieci do szkoły ale czy to jest rozwiązanie? W końcu jakoś musi się nauczyć tej samodzielności i odpowiedzialności. Postanowiłam mniej się unosić a więcej rozmawiać i pokazywać skutki takiego błogiego rozkojarzenia.
I tu przykład. Taka sytuacja.
Przyjeżdżamy do szkoły, wchodzimy do klasy, dzień dobry, dzień dobry...
Nagle moje dziecko uświadamia sobie, że ma W-F a nie ma stroju. Pech. Ja na to...trudno. Obraził się na mnie, bo nie pojechałam do domu po ciuchy sportowe. Nawet bym się długo nad tym nie zastanawiała ale... stała obok mnie inna mama, która skomentowała to jednym zdaniem: "To tak się wychowuje dzieci...a ja gnam na drugi koniec miasta jak picia na trening nie weźmie". To zdanie pozostało we mnie chwile i pomyślałam nawet, że może powinnam lepiej się troszczyć o dziecko. Że może moje dziecko ma rację kładąc się przy całej klasie na ławce, patrząc na mnie zmrużonymi oczami wysyłaj tylko trochę zakodowaną informację "nie lubię Cię". Sprawa tylko trochę nie daje mi spokoju i w efekcie powstrzymuję się od powrotu do szkoły z zapomnianym strojem. W efekcie po powrocie ze szkoły ucinamy sobie pogawędkę wyjaśniającą przepraszamy się i obiecujemy poprawę. Oczywiście jestem pewna, że jeszcze nie raz moje dziecko zapomni tego i owego (takie geny). Domyślam się (bo wiedzieć tego nie mogę), że im więcej razy zapomni i będzie musiał się z tym pogodzić, tym częściej i tym wcześniej będzie się skupiał nad tym co ważne i może nawet jako dorosły człowiek będzie nieco bardziej poukładany od swojej mamy.