środa, 16 lipca 2014

Ukradkiem

Halo! To ja, Milena. Tak, to o mnie mama czasem pisze ale więcej myśli...Często zaczyna jakiegoś posta ale albo się budzę, albo właśnie kończy się mój dobry humor, albo jest po prostu zmęczona. Pomyślałam, że jej pomogę i od czasu do czasu dodam coś od siebie.
Wy, ludzie dorośli myślicie, że skoro nie mówimy, to znaczy, że nic nie rozumiemy. A to jest inaczej. To Wy nie rozumiecie nas. Ja ostatnio gardło zdarłam, żeby wytłumaczyć mamie o co mi chodzi...z całego mojego wykładu zrozumiała tylko jedno słowo, co nie było bardzo trudne, bo od jakiegoś czasu robię jej tą przyjemność (niech się ma czy pochwalić przed rodziną i koleżankami) i mówię mama albo mamo (to samo robię z jej mężem tylko do niego zwracam się tato). W sumie to fajnie tak patrzeć jak się cieszą z głupot. Dziś wymsknęło mi się "lubię" i przeżywali to pół dnia...a kiedyś powiedziałam "motylek", ale nie byli na to jeszcze przygotowani, więc wycofałam się i postanowiłam dawkować emocje. No właśnie. Emocje to coś czego jeszcze do końca nie kminię. Wiem tylko, że jak robi się w domu głośno to znaczy, że one właśnie się pojawiły. Na razie mogę wyczaić od czego to zależy, że raz przychodzą z samego rana a innym razem w okolicach obiadu...ogólnie rzecz biorąc podoba mi się, jak już są bo jest ciekawie chociaż wolę te, które sprawiają, że się śmieję.
Ale na uczucia przyjdzie jeszcze czas...mój brat, który ma więcej lat ode mnie nadal sobie je myli i nawet tata nie do końca wie o co w nich chodzi (myślę, że po prostu udaje, że wie bo mama mu już tyle razy tłumaczyła co i jak, że sama zaczynam rozumieć w którym kierunku to zmierza).
No ale miałam tu o innych sprawach pisać...
Acha! Jakaś jestem ostatnio zmulona (czy "zmulona"to uczucie? zastosowałam to określenie bo rodzice tak o mnie powiedzieli). Oni myślą, że to pogoda a ja się trochę nudzę po prostu i trochę martwię i tęsknię. Do tej pory codziennie było w domu sporo hałasu, mecz sobie można było obejrzeć a od tygodnia cisza...Nikt nie bryka, nikt nie czai się za kanapą żeby wykrzyczeć "BU!" albo "AKUKU"...czuję się chyba trochę jak Kłapouchy a trochę jak Prosiaczek...O! powiedziałam czuję...czyli, że to emocja tylko taka cicha i spokojna...
Ech...tęsknię za tym...nie umiem jeszcze wymówić jego imienia ale jak wołam "Jaja" to reaguje...na razie na tym pozostanę a jak mi się uda powiedzieć "sz" to może wyjdzie mi w końcu:)
Tak sobie myślę, że będę sobie częściej zaglądać na tego bloga i sobie tak ukradkiem będę pisać swój pierwszy pamiętnik. Mama jakoś nie ma weny na to...

Jeszcze dam Wam znać co u mnie. Jutro zapowiada się fajny dzień, bo mama ma wolne i słyszałam, że umawiała się z koleżanką (taką fajną, bo ma dwie córeczki, hihi:) jedna starsza ode mnie o pół roku a druga młodsza...też o pół roku...nieźle, co nie?). Opowiem jak było a teraz idę już spaaaać.
Karaluszki pod po duszki...papa:)

A przed snem wspomnień czar...niedawno byłyśmy właśnie z tą ciocią i Zosią w parku ale było super. Miałyśmy chrupki a ja biegałam sobie prawie gdzie chciałam...
Może jutro dopadniemy jakieś huśtawki albo piaskownice bo to moje nowe odkrycie.





Jak ja z Zosią na chwilę sobie przysnęłyśmy nasze mamy zamówiły sobie pizze. Podobno była pyszna ale nie wiem bo jak się obudziłam to zobaczyłam tylko pusty talerz i dostałam kolejnego chrupka.
Następnym razem nie dam się nabrać...chyba, że dostanę biszkopcika:)